Obudziłem się jak zwykle w nicości. Chwilę zajęło, zanim udało mi się wyobrazić, że opuszczam nogi na podłogę i odtworzyć z pamięci chłód i fakturę każdej deski. Zacząłem mozolnie przywoływać detale otoczenia: dotyk pościeli, poduszki, fałd na prześcieradle, zdejmowanie piżamy, aż w końcu przerobiłem precyzyjnie wszystkie 15 punktów procedury wstawania. Ciekawe, czy te wrażenia są jeszcze autentyczne, czy pod wpływem nachalnego wspominania stały się jedynie wyblakłymi podróbkami.
W końcu dotarłem do łazienki i umyłem zęby. Dzięki Bogu, cały proces zabrał mi około godziny czasu rzeczywistego, choć w moim odczuciu, nie trwało to dłużej niż 15 minut. Właśnie o to chodziło, aby każdą czynność jak najdłużej kontemplować i się nią zmęczyć.
A tu nagle słyszę głos matki, który niweczy ten codzienny trud istnienia, zrywa dyscyplinę rozpamiętywania. Nie mogę jej powstrzymać, ona wciąż gada i gada rozwiewając świat, dzięki któremu jeszcze nie oszalałem. Jak ja jej nienawidzę, za to że nie rozumie, że wszystko się sypie i powraca nicość. Nieustannie próbuję do niej wrzasnąć: „Zamknij mordę, nie przychodź, nie przeszkadzaj, nic nie mów do syna, który jest w stanie wegetatywnym, bo przypominasz mu o tym, a on nawet nie może zapłakać!”
( „99 % goryczy”, 2010)
No Comments