Marszczynowi
“Przegramy pana z mózgu do komputera, puścimy programy testowe, zrobimy dekompilacje osobowości, zdebugujemy emocje, naniesiemy poprawki, o które pan prosi i skompilujemy od nowa. No i oczywiście z powrotem wypalimy pana na mokrym mózgu. Nie będzie miał pan nawet wrażenia nieciągłości. Procedura jest całkowicie bezpieczna.”
Po godzinie takich gadek byłem już przekonany. Cierpiałem na silne stany lękowe związane z utratą bliskiej mi osoby, a także nieustanne poczucie niskiej wartości. Terapie gówno dały, może oprócz satysfakcji z wyżywania się na terapeutach, kiedy już się przekonałem, jakie to bałwany. Dlatego perspektywa zostania naprawionym jak program wydała mi się bardzo kusząca. Czysta matematyka duszy, osobowości i tożsamości brzmiała naprawdę rozsądnie. Zrobię tylko myk do komputerka, a potem myk z powrotem do wora z mięchem i świat padnie mi do stóp. Czy to nie kusząca propozycja?
Takie psychoterapeutyczne maszyny powstały jako uboczny skutek pracy nad sztuczną inteligencją, której, nota bene, do tej pory nie udało się w stworzyć (przypomina się słynny „żart” Vinga z przed 50 lat). To znaczy coś tam powstawało, ale każda inteligencja w końcu okazywała się być zbyt głupia na ludzkie standardy. Ujawnił się nieprzewidziany wcześniej mechanizm, który kazał doszukiwać się w maszynie debila. Nieważne jak inteligentny byłby system, zawsze coś nam nie pasowało, zawsze robił coś nie tak. Maszyna musiałaby być znacznie, nawet nie tyle inteligentniejsza, ale i o wiele mądrzejsza od nas, by na każdym kroku nas ubiegać w spełnianiu naszych zachcianek. Tak więc nikt już nie wierzy w możliwość stworzenia sztucznych mędrców, czyli raczej nigdy nie doświadczymy owej mitycznej technologicznej osobliwości, która obecnie definiuje się jako zadowolenia człowieka ze sztucznej inteligencji . Poprzeczka nieustannie idzie do góry, ba, nawet w pełni symulowany ludzki intelekt już od dawna wydaje się sztuczny. Ale to właśnie dzięki pracy nad jego stworzeniem udało się w końcu rozłożyć psychikę na czynniki pierwsze i stworzyć niezbędne do szczęścia algorytmy terapeutyczne. Naprawiony delikwent wyskakiwał jako pozbawiony kompleksów, podrasowany człowiek wersji 2.0. Co do metody wypalania psychiki w mózgu – pojawiła się ono jako pochodna technik skanowania mózgu, ale swoją drogą, kompletnie nie rozumiem, na czym polega.
Dobra, siedzę już od godziny w tej maszynie. Jestem wciąż przytomny, bo po przegraniu mieli sprawdzić, czy moja kopia jest poprawna i czy zachowałem ciągłość świadomości. Ale coś dziwnie długo się nie odzywają.
W zasadzie nie dostrzegam nic konkretnego w otaczającej mnie przestrzeni. Ciało odbieram jako nieokreślone mrowienie, a odruch oddychania bez powierza koszmarnie męczy. Jedynym konkretnym elementem są wciąż przewijają mi się przez głowę systemowe komunikaty.
Mijają kolejne minuty nic nierobienia w nieokreślonej syczącej szarości, gdy wtem wszystko przycina się. Zauważam, że system zdechł na chwilę, a teraz zalewa moje myśli potopem komunikatów o awarii dysku. Przez chwilę nie jestem pewien, czy mają one związek ze mną. Okazuje się, że niestety tak: nastąpiła awaria dysk na który zostałem nagrany. Zaraz też dostaję informację, że zaczynają robić moją drugą kopię do innego folderze.
“Halo, słucham? A co ze mną, ja tu jestem!” – próbuję bezskutecznie zwrócić na siebie uwagę – „Coś się cholernie sknociło!” – bezskutecznie próbuję wykrzyczeć myśl do głównego loga.
Dociera do mnie kolejne polecenie: chcą usunąć katalog z moją obecną kopią, ale znowu błędnie, bo kasują nie ten co trzeba. Ej, co jest? Nie mam rąk, nóg, głosu, nawet jakiegokolwiek interface`u, żeby cokolwiek kliknąć i zakomunikować! W zasadzie, to nie mam nawet jak ze sobą skończyć, a te maszyny na których jestem uruchomiony, nigdy nie przestają działać! Wciąż skomlę:
“Jezu, ja tu jestem… Błagam, nie zostawiajcie mnie, wyłączcie…”
( „99 % goryczy”, 2010)
No Comments