Święto wiosny

By:: Maksy Wolda
23 grudnia 2010

Idę sobie  z psem w pierwszy dzień wiosny i wściekam się w duchu  na to, że znowu jestem spóźniony do pracy. Zbliżam się do ławeczki, na której wygrzewają  się “odwieczni”, czyli charakterystyczni panowie o ochrypłych głosach. Kiedy mijam ich, słyszę, jak jeden charczy do  telefonu.

-Nie słucham, tylko kutasie, chodź na ławkę !

Robię jeszcze kilka kroków i wtem, w jednym przeszywającym promieniu słońca, zdaję sobie sprawę, że ten zdarty głos tak naprawdę należy do głównego kapłana przywołującego do porządku adepta. Przechodzę jeszcze kilkanaście metrów próbując cofnąć zmianę, która zaszła we mnie, ale przegrywam.

-Przepraszam czy można się dołączyć – pytam po chwili.

Milkną i długo mierzą mnie wzrokiem.

-Wtajemniczenie do loży płanetników kosztuje, synu. Idź po święty napój, przynieś nam wszystkim chmielu na ofiary – czytam między bluzgami.  Spełniam prośbę z gorliwością  nowego wyznawcy, który właśnie porzucił doczesne życie.

 

I tak niebawem zapomniałem o pracy; przestałem się przejmować rodziną, bo nowe obowiązki akolity strzegącego pogody oraz osiedli od złych duchów i wiedźm, bardzo mnie angażowały.

   Podczas jednego z cięższych rytuałów wtajemniczenia, na pokaźnej “bańce” odmiennej świadomości, jeden z Ochrypłych zwierzył się, że już dawno mnie wytypowali. Jestem wybrańcem i ten telefon tak naprawdę był do mnie, dodzwonili się do mojej przedwiecznej natury. Musieli zacząć szkolić nowych, bo ich szeregi się wykruszyły. Niedawno odszedł Kulawy i ja miałem przejąć jego schedę, czyli przestać się myć oraz koniecznie przetrącić sobie nogę. Bo jak jest zapisane na kamiennych tablicach wciąż głęboko zakopanych pod ziemią, a które przecież tak wyraźnie widać na urwanym filmie, bez Kulawego świat się chyboce i łatwo może lec w gruzach. Jako jedna z trzech nóg Świtu, jako kapłan Kulawego, musiałem być ciągle pijany, ale dzięki temu mogłem dostrzegać pełznące pod ziemią awarie i móc się na nie zawczasu wyrzygać. Musiałem też nieprzerwanie kląć, czyli używać słów mocy, które wabią na osiedle duchy płodności a przepłaszają strzygi.

   Dzięki tym moim nowym obowiązkom znów czuję, że żyję, coś odpuściło, przestało mnie dusić.  Siedzę sobie na ławce i steruję chmurami, czyż to nie piękne?

   Tak więc, jeśli macie swoich Ochrypłych kapłanów na osiedlu okażcie im szacunek. To nie są abnegaci, to są płanetnicy odprawiający pradawne rytuały, stale walczący o ziemię pod waszymi stopami. Okażcie im wdzięczność i dajcie coś na obiatę.

Hindusi mają swoich świętych mężów, my, kurwa, też!

 

( „99 % goryczy”, 2010)

Category: 99 % goryczy | RSS 2.0 Both comments and pings are currently closed.

No Comments