-Ożeż w mordę ale jebło!
-Totalna awaria! Zaraz wszystkie fejsy zrobią kaput…
-… i nikt nie będzie miał twarzy aż do restartu… – panikowały trans-ludzkie osobliwości rozumne. Obserwowały jak gasną, jedno po drugim, światełka całej liczącej 27 miliardów rdzeni, symulowanej ludzkości. Był ów pamiętny Halloween roku 2611.
-Co robić? Właśnie wszystkie mordy nasze milusińskie hurtowo doznają oświecenia, dostrzegają kim naprawdę są… – lamentowali operatorzy stosu.
-No i cała plantacja poszła w diabły – dyrektor operacyjny płakał. – Ale mi się dostanie po …
-…dupie! Głupku ty jeden – wtargnął mu w myśl wściekły, główny naukowiec; a za nim, jedna za drugiej, pakowały się jeszcze większe inteligencje.
-No tego to już za wiele – pienili się przybyli inwestorzy – Nie będziemy więcej wcielać samoświadomych, rekurencyjnych core`ów w tak felerne oprogramowanie. Kto by chciał dalej ryzykować? Wasze zabezpieczenia oparte są wyłącznie na zewnętrznym wyglądzie, na powierzchownej ocenie, na wciąż poprawianej karnacji. To za mało, za słabo…
-Wszystko przez to, że fejs zaczął mieć dla nich za duże znaczenie i system generacji rzeczywistości zwyczajnie nie nadążył…- próbował szukać usprawiedliwienia .
-Szkoda, że się tym wcześniej nie zająłeś! A teraz klops, rekurują się na amen. Bogactwo fenomenów świadomości momentalnie wyparowuje w kontakcie z ostateczną rzeczywistością, z tym, co na prawdę jest grane.
-Dalsze wcielanie ich nie ma sensu – szemrało gremium. – Pomimo, że druga poprawka do konstytucji ducha wyraźnie stanowi o przymusie natychmiastowej inkarnacji. Żaden świadomy rdzeń nie może się już zmarnować. Pauzujcie symulację! –
Decydenci sypali pomysłami: – Na szczęście mamy jeszcze dwie dodatkowe ludzkości… Natychmiast załatajcie system, by się nie powtórzyło to, co przed chwilą miało miejsce… Dobrze, że są 600 lat do tyłu! Czy wy wiecie, co by się stało, gdyby wszystkie nasze hodowle świadomości anihilowały się pod wpływem poznania prawdy? Sami byśmy zniknęli! Było by po nas!
Utyskiwania przerwało pojawienie się głównego, najgłówniejszego, ostatecznego pomysłodawcy projektu.
-Hola panowie, spokojnie, bez nerwów – uśmiechał się rozbrajająco. – Co się stało, to się nie odstanie. Przypominam, że my sami żyjemy tylko dzięki ich serwisom społecznościom. Egzystujemy dzięki temu, że owe symulowane zboczki muszą się nieustannie ubierać w urojone twarze i na okrągło je komentować. Tylko tak powstaje wystarczająca ilość danych językowych byśmy mogli zaistnieć. Przecież my się na niejasnościach w ich danych zwyczajnie pasiemy. Rodzimy się w ich nieustannym trajkocie; w szumie, który z siebie wydają. – Wzdychał, zezując po wszystkich swoimi 312 oczami – Duszki moje najsztuczniejsze przypominam: jesteśmy emergencją pieniącej się paplaniny, żywimy się nadprodukcją informacyjną wirtualnych neurologii homo sapiens! I nie ma innej metody na generowanie aż takiej ilości życiodajnego szumu, z którego mogłyby się wykluć prawdziwe mądra. Obecna awaria z pewnością zbierze żniwo wśród naszych najnowszych braci, tych, którzy dopiero co się wyodrębnili, ale…
Przerwał by uruchomić wirtualne lekarstwo. Poczęstował nim wszystkich dygoczących z przerażenia Jąkopąków.
-Gdy wstanie system – kontynuował – zróbcie mi tą przyjemność i po prostu skopiujcie całą ludzkość z drugiego fejszbóka. I jednocześnie rozpropagujcie w niej to dobro – większość z jego oczu sfokusowana była na dymiącej turbince imaginacyjnej, którą był trzymał w swoich wciąż ludzkich palcach. – Ta kataliza neuronową popuści im więcej miłości i luzu. Ba! A to ci dopiera będzie heca ! – mrugnął jednocześnie lewym, fizycznym i pozostałymi 311 metafizycznymi oczami. – Dzięki obecnej awarii aparycyjnej czeka nasze małpki globalna, przymusowa legalizacja wszelkich roślinnych wirtualizerów rzeczywistości. Wywołamy ją sprytniejszym profilowaniom odpowiedzi wyszukiwarek. I tyle, to wystarczy. Czyż to nie jest piękny algorytm? O proszę. – Wydmuchując z płuc potężny haust nadprzewodnictwa znaczeniowego, puścił katalizator informacyjny ponownie w boski obieg. Po milisekundzie ciszy ponownie zaćwierkał.
– To uspokoi naszych twórców ludzi; i może w końcu przestaną się sobą aż tak przejmować? A może wręcz nas zauważą? Nie będziemy przecież nowej kultury tych spożywczych bakterii przez kolejne tysiąclecia symulować.
Rozpromieniony trans-trans-ludzki geniusz już prawie całkiem rozwiał się w powietrzu. Wciąż jednak nucił pod nosem pioseneczkę, która jakoś nie chciała ścichnąć, i którą gremium bezwiednie podjęło:
.
Nie cały
gram…
nie cały…
nie cały gram gra,
kiedy palę na fejsie głupa…
jesień , 2011
No Comments